W ciąży miałam strasznego smaka na ryby wędzone, ale starałam się ich unikać. Za to teraz, kiedy jest z nami Zosia, nadrabiam zaległości w jedzeniowych zakazach z okresu 9 miesięcy.
Taka pasta z ryby wędzonej, jest szybka do zrobienia. Jeśli macie wprawę w obieraniu ryby, to pewnie jej zrobienie zajmie Wam 5-10 minut. Potem w ruch idzie widelec i już jest czym smarować chlebek. U nas, zrobienie pasty trwa dłużej, bo mamy z kotem Ryszardem wspólny rytuał. Lubimy podjadać co tłuściejsze kąski z ryby. Raz on, raz ja. Nigdy dobrej, wędzonej rybki Rysiek nie odmówi.
Swoją drogą, szybkie i dokładne obranie ryby, z kotem czającym się obok nóg, to nie lada sztuka.
A wracając do samej pasty, to jej różne warianty pojawiały się w moim rodzinnym domu. Z past do chleba słynął tata. Zawsze coś tam wymodził z niczego.
Oczywiście do zrobienia tej pasty, nie musicie użyć wędzonej makreli. Równie dobry jest dorsz czy inna wędzona rybka. Warto tylko chwilę się potrudzić i zadbać o dobre źródło wędzonej rybki.
U mnie do pasty trafiło akurat to, co było w lodówce. A, że dużo nie było, to jest prosta do zrobienia 😉 Możecie dodać śmiało rzodkiewkę, ogórek kiszony, paprykę świeżą i konserwową czy ugotowane na twardo jajko. Co kto lubi i każdemu według jego smaku.
Składniki
- 125g sera półtłustego
- 1 makrela
- szczypiorek
- 1 szalotka
- 2 łyżki oleju
- sól, pieprz
- 2 łyżki keczupu
Instrukcje
- Makrelę obieramy.
- Szalotkę siekamy w kostkę.
- Szczypiorek drobno kroimy.
- Pozostałe składniki rozdrabniamy widelcem.
- Dodajemy przyprawy, keczup i olej.
- Mieszamy.
Trzy razy tak!!!
Tak po raz pierwszy: pasta z makreli jest pyszna
Tak po raz drugi:+ wszystkie dodatki to zawsze coś innego i przyjemnego na śniadanko.
Tak po raz trzeci: TAK! obieranie ryby z kotem Ryszardem jest trudną sprawą, zawsze trzeba się podzielić. Mój Rysiek jest straszną rudą gadułą i jak tylko poczuje, że wyciągam rybkę to zaczyna mnie przekonywać jak bardzo chętnie by dostał kawałek, na szczęście jego kocia przyjaciółka Lusia tylko patrzy na mnie znacząco, czekając cierpliwie.
Tak-więc w całości popieram i pozdrawiam autorkę i Kota Ryszarda!
Haha, również pozdrawiamy Ryśka 😉 Mimo, że nasz jest szarakiem w prążki, nazywamy go nie wiedzieć czemu Rudą Liszką 😉 Widać te rude z maści czy z nazwy lubią rybki, bo drugi kot – Duch, klasyczny czarnuszek, rybek nie tyka 😉
o jedzeniu i kotach mogę bez końca….
U nas wszystkie czarne koty to Mietki. Niestety Mieczysław IV (ostatni) wyszedł na spacer rok temu i jeszcze nie wrócił- czekamy.
Był wielbicielem moich naleśników, arbuzów i uwielbiał jabłka.
Bardzo przyjemnie się czyta Pani relację o wytworach kulinarnej wyobraźni.
Jeszcze raz pozdrawiam
Będę zaglądać.
Pozdrawiam moją imienniczkę i cały koci zwierzyniec 😉 Dom bez kotów to nie dom, a jak jeszcze trafi się na takie gustujące kulinarnie w ludzkim jedzeniu… 😉