Z Marlenką pierwszy raz poznałyśmy się w krakowskiej kawiarnii. Bo Marlenka to słodka dziewczyna jest 😉 . W smaku przypominała mi nieco placek czeski pieczony niegdyś przez moją mamę lub orzechowca. Miodowe ciasto warstwowe, przekładane kremem. Krem z dnia na dzień przesiąka w ciasto i powoduje, że z wiekiem, Marlenka smakuje lepiej 😉 Ale Marlenka jak to kobieta, miała w sobie coś jeszcze…
Ten smak osiadł na języku i kazał szukać Marlenki. Jeśli byłaby ona prosto dostępna w sklepach, pewnie nie chwyciłabym się za jej pieczenie. Jednak po Marlence ni widu ni słychu. Można ją zamówić u przedstawiciela handlowego za niemałą kwotę, o wysyłce nie wspominając.
W naturze Marlenka występuje w wersji czekoladowej lub orzechowej.
Ciasto zupełnie nie jest znane w centralnej lub północnej Polsce, więc pewnie duża część z Was go nie zna.
I tak przyszło mi szperać w sieci wposzukiwaniu przepisu. Próbowałam 3 różnych przepisów, jednak przepis Oli i jej mamy stąd, najbardziej w smaku przypominał mi Marlenkę.
Ciasto jest baaaardzo słodkie, dzięki czemu nie zjecie go dużo. No dobrze, pewnie zjecie go dużo, bo jest pyszne i ciężko się od niego oderwać i mało kto kończy na jednym kawałku.
Ciasto najlepiej upiec 2-3 dni wcześniej i posmarować kremem do nasiąknięcia. Ważne, aby nie przepiec poszczególnych blatów, bo dłużej zajmie przechodzenie kremu w placki i ciasto nie będzie aż tak rozpływało się w ustach. Wiem, co mówię 😉 mniam, mniam 😉
Z ciastem należy pracować póki jest ciepłe, bo wtedy najlepiej rozwałkować je na cieniutkie placki. Ja wałkuję pierwszy placek, wkładam go do piekarnika i od razu wałkuję kolejne, kładąc je na papierach do pieczenia. Wyjęte placki kładziemy na równej powierzchni. Jeśli położymy placki na czymś nierównym, odkształcą się.
Ciasto przekładamy kremem i odcinamy nadmiarowe fragmenty ciasta. Część z nich używamy jako posypkę na wierzch a część, szczególnie tą większą, możemy zjeść z dżemem lub same 😉
Cudowne ciasto:)
wygląda cudnie!!! 🙂
A jak zrobić krem? Nie widzę instrukcji
Racja, nie mogę zeedytować przepisu, bo uzywana była stara wtyczka. Gotujemy budyń, studzimy. Masło ubijamy na puch, dodajemy po łyżce budyń i na końcu masę kajmakową.